Jabłkowa Czurczchela
niedziela, marca 24, 2013
Dzisiaj na blogu mała niespodzianka - moja żona Aga zaprosiła mnie na występy gościnne. Muszę przyznać, że rzadko coś przyrządzam w kuchni - doskonale odpowiada mi rola głównego dyrektora ds. jakości :) . Ale ostatnio były tęgie mrozy i trochę więcej czasu spędzaliśmy w domu, więc i ja wziąłem się za gotowanie.
Może drobne wprowadzenie. Kilka lat temu byłem w Gruzji na czymś w rodzaju letniej wymiany studenckiej, organizowanej przez AEGEE. Nazywało się to Summer University (w skrócie SU), uczestniczyli w tym ludzie z różnych krajów (studenci i nie tylko). AEGEE organizuje co roku chyba ponad sto różnych Summer University, ja złożyłem aplikację akurat do Gruzji, bo liczyłem na egzotykę i niezapomniane przeżycia. Nie rozczarowałem się. Gruzja jest niesamowicie ciekawym krajem, zamieszkanym przez ciepłych i sympatycznych ludzi. Poniżej wrzuciłem kilka zdjęć:
Gruzja jest bardzo ciekawym krajem, jeżeli chodzi o kuchnię. Najbardziej znana jest ze swojego wina, które uprawiane jest na terenie tego kraju od przynajmniej 8000 lat. Osobiście uważam wino gruzińskie za dobre, ale nierówne - czasem można się srogo rozczarować. Ponadto charakterystyczne potrawy to Chaczapuri - placki ze słonym serem, oraz Khinkali - pierogi o charakterystycznym kształcie, z mięsem mielonym i płynnym rosołkiem w środku. Ale to nie te dania zrobiły na mnie największe wrażenie.
Któregoś razu podczas wymiany jechaliśmy autokarem i zatrzymaliśmy się na przydrożnym targu. Organizatorzy wymiany z AEGEE-Tbilisi kupili u handlujących babuleniek kilka sztuk czegoś, co wyglądało jak suszona kiełbasa. Okazały się to być słodycze - jedne z najlepszych jakie jadłem w życiu. Danie to, jak się później okazało, zrobione było z orzechów i soku winogronowego i nosiło nazwę Czurczchela (czasem spotyka się pisownię angielską Churchkhela). Podobno w dawnych czasach gruzińscy wojownicy zabierali ze sobą te słodycze na wojnę - jedna taka "kiełbaska" ma zawierać wystarczającą ilość kalorii dla dorosłego mężczyzny na jeden dzień.
Po powrocie wielokrotnie myślałem o tym, aby spróbować zrobić własną czurczchelę (zapewne wyrazu nie powinno się odmieniać, ale ze względu na to, że kończy się na "a" i przypomina kiełbasę, uważam, że czurczhela jest rodzaju żeńskiego :) ). Znalazłem przepis w amerykańskiej książce "The Georgian Feast", którą Aga dostała pod choinkę.
Oryginalne skladniki:
- 1,5l soku z białych winogron
- szklanka mąki
- 3/4 szklanki cukru
- 40 połówek orzechów włoskich
- cukier puder
Przygotowanie czurczcheli można sobie rozbić na kilka części. Pierwsza to nawleczenie orzechów. W tym celu należy wziąć igłę i grubą nić (może być np. mulina do wyszywanek) i nawlec orzechy. Wg oryginalnego przepisu, należy zapleść na nici supełek i nawlec 20 połówek orzechów włoskich płaską stroną do góry, a następnie 20 połówek płaską stroną na dół. Potem należy zostawić z 15cm wolnej nici i zapleść drugi supełek. Potem należy dosunąć odwrócone orzechy do drugiego supełka. Otrzymuje się nitkę z dwoma zwisającymi girlandami orzechów i pustym kawałkiem nici do wieszania pośrodku. Ja robiłem moją czurczchelę z orzechów laskowych, więc odpadało odwracanie. Rezultat można zobaczyć na zdjęciu poniżej (uwaga!!! trzeba zostawić zdecydowanie dłuższe nici na środku - moje były potem niewygodne do maczania i wieszania):
Następnym etapem jest przygotowanie deski do suszenia czurczcheli - ja z braku odpowiedniej deski wziąłem moją poziomicę, a pod spodem i dookoła rozłożyłem gazety:
Następnie można się zabrać za przygotowanie soku. W tym celu należy wymieszać sok z cukrem i podgrzać go do temperatury prawie wrzenia. Następnie należy wziąć nieco soku i powoli wlewać do mąki, dokładnie mieszając, tak aby nie powstawały grudki. Chyba zrobiłem to źle, bo grudki zrobiły się straszne, dlatego wziąłem sitko i przetarłem przez nie grudkowaty sok. Następnie wymieszany sok z mąką należy wlać do reszty soku i całość zagotować i trochę pogotować, aż zrobi się kleik.
Jak sok trochę ostygnie i zgęstnieje można przejść do meritum - bierzemy nitkę z orzechami, maczamy w soku, w razie potrzeby polewamy dodatkowo orzechy łyżką, po czym wyciągamy i wieszamy na desce. Zostawiamy aż trochę wyschnie i zacznie się kleić przy dotyku (u mnie to było około pół godziny) i proces powtarzamy. Wg przepisu należy maczać orzechy przynajmniej 8-10 razy.
Po zakończeniu maczania zostawiamy czurczchelę do wyschnięcia - przynajmniej 4 dni. Po wyschnięciu czurczchele powinny zrobić się lekko matowe.
Następnie należy uciąć supełki na nitkach i wyciągnąć nitki z wnętrza każdej czurczcheli.
Tak przygotowane czurczchele są już praktycznie gotowe do konsumpcji.
Aby dokończyć przygotowanie czurczcheli należy wysypać cukier puder na płaski talerzyk i dokładnie "wytarzać" w cukrze każdą czurczchelę. Nada im to tradycyjny wygląd (z białym nalotem). Cukier umożliwia dłuższe przechowywanie czurczcheli.
Gotowe czurczchele można jeść w całości lub kroić na plasterki grubości 1-1,5cm i podawać na talerzu.
Podsumowanie: Eksperyment można uznać za częściowo udany - sok jabłkowy nadaje się w zastępstwie soku winogronowego, gęstnieje, ładnie zastyga i wygląda niemal tak samo jak sok winogronowy. Ale smak czurczcheli z sokiem jabłkowym jest nieco inny, dużo bardziej kwaskowaty od oryginału. Zupełnym niewypałem są natomiast orzechy laskowe - sok osadza się na nich dużo słabiej niż na włoskich. Są one też twardsze - stąd też czurczchela nie jest tak jednolita, jak w przypadku orzechów włoskich.
Do następnego eksperymentu :) Maciek
5 comments
Świetna notka kulinarna, fajna relacja i pomysł na wykonanie :-)
OdpowiedzUsuńRobi wrażenie!Super!
OdpowiedzUsuńGdy byłyśmy w Gruzji bardzo chciałyśmy przywieźć na pamiątkę dla znajomych garść czurczcheli - bo to takie oryginalne i gruzińskie - no ale nie udało nam się już ich kupić tuż przed odlotem. Świetny pomysł z wykonaniem ich "po polsku", do zainspirowania się! Dzięki! :)
OdpowiedzUsuńi moja koleżanka zainspirowała się tym przepisem... a oto efekty: http://fotografia-prania.blogspot.com/2014/11/krotka-wstawka-kulinarna-prawdziwa.html
UsuńDzięki!!! :)
Wow!!! Ale super - fajnie, że przepis się przydał. Z orzechami włoskimi wychodzą dużo fajniej.
UsuńA z chatkowaniem zdążyliśmy w ostatniej chwili - na razie Gocha zamknięta do odwołania :(
Bardzo mi miło, że poświęcasz swój czas na komentowanie mojego pisania ;-) dzięki! ;-)