Nepal od kuchni – cz. I – od bazaru do talerza
niedziela, grudnia 09, 2012
Przed podróżą do Nepalu (prawie cały listopad 2012) wiedziałam
o tamtejszym jedzeniu trzy rzeczy, jak mantra powtarzane w każdym przewodniku:
1) nie wolno, pod żadnym pozorem, pić wody z kranu, baa, nie
należy w niej nawet myć zębów;
2) Nepalczycy jadają dwa posiłki dziennie i piją herbatę z
mlekiem;
3) ryż i ostre przyprawy są podstawą większości dań.
Sklep w Bhaktapur, zabytkowym mieście niedaleko Kathmandu |
Od znajomego, który był w tym kraju kilka lat wcześniej,
dowiedziałam się też, że nie należy nigdy zamawiać jedzenia w restauracji/knajpce
„na głodnego”. Czas przygotowania jest na tyle długi, że każdy zdąży zgłodnieć J.
Pierwszy punkt zweryfikował się dość szybko. Na samym początku wyprawy siłą przyzwyczajenia umyliśmy z M. zęby pod kranem w łazience zanim zdążyliśmy
sobie przypomnieć o przygotowanej na ten cel butelce wody mineralnej. Nie mieliśmy żadnych problemów z tego powodu, ale pomijając mycie zębów, staraliśmy się jednak
nie pić wody innej niż butelkowanej lub przegotowanej. Tą ostatnią głównie jako
herbatę (punkt 2), nie koniecznie z mlekiem, chociaż masala tea (herbata,
przyprawy i mleko) zdobyła sobie w naszej ekipie wiernych fanów. Często w knajpkach,
które odwiedzaliśmy, nie mogłam znaleźć zielonej herbaty – chyba nie jest tutaj
tak popularna, jak u nas w Polsce J.
Raz składając zamówienie na „chinese tea” zdziwiłam się, gdy podano mi herbatę
z jaśminu. Zresztą bardzo dobrą.
Herbata z trawy cytrynowej i "prawie croissant" - smaczny, ale ciasto francuskie to nie było |
Do punktu trzeciego muszę napisać, że najbardziej nepalskie
danie - daal-bhaat to ryż z czymś w rodzaju zupy z soczewicy, a pozdrowienie „jak
się masz” to w wolnym tłumaczeniu z nepalskiego „czy już jadłeś swój dhal-bat?”.
Daal-bhaat tarkaari (ryż, zupa z soczewicy, curry z warzyw, szpinak, ostra papryczka, surowe warzywa i papad) |
Złota rada znajomego potwierdziła się na pierwszej kolacji w
Kathmandu. W „Yak Restaurant” – bardzo popularnej, niskobudżetowej, w Thamel - czekaliśmy
na same napoje tyle, że zdążyliśmy zapamiętać prawie całe menu.
Niezbyt duży wybór w deserach, za to pyszne Lassi w Yak Restaurant |
Ale gdy w końcu dostaliśmy jedzenie, wyglądało na zrobione
ze świeżych składników od podstaw. Większość z nich pochodziła niewątpliwie z
okolicznych bazarków.
To, co może na
początku zszokować, to sklepy z mięsem i rybami. Otóż żartowaliśmy, że polski
sanepid zamknął by każdy sklep, restaurację i generalnie cały Nepal. Uroczy obrazek, jaki raz oglądaliśmy, to małe
pomieszczenie przy ruchliwej, zakurzonej, ulicy, z panem bez fartucha, za to z
ogromnym tasakiem, który z zapałem rąbał
kurę wprost na drewnianym stole na mniejsze kawałki. Kilka innych sztuk leżało
za nim na ladzie bez żadnego przykrycia, na zewnątrz stały klatki z żywymi
kurczakami. Pod sklepem kręciły się dwa psy.
Trudno zdefiniować kuchnię stricte nepalską. Jako kraj
pomiędzy dwoma potężnymi sąsiadami – Indiami i Chinami – bardzo wiele czerpie z
ich kultury kulinarnej. Poza wspomnianym już daal-bhaatem, najpopularniejsze „nepalskie”
potrawy to pierożki momo (właściwie tybetańskie), różne wersje chow mein (chińskie)
oraz curry (indyjskie) i wszelkiego rodzaju placuszki naan. W większych
miastach można bez trudu znaleźć bardzo dobre restauracje tajskie, wietnamskie,
indyjskie, chińskie, a także tureckie czy specjalizujące się w kuchni
europejskiej i amerykańskiej.
W Kathmandu jadaliśmy przeważnie w turystycznej dzielnicy Thamel – swoistym
gettcie pełnym niskobudżetowych hosteli, sklepów ze sprzętem górskim, tradycyjnymi
szalami z paszminy i właśnie restauracji z menu po angielsku.
Jedna z restauracji na słynnej niegdyś Freak Street w Kathmandu.
Co znajdziemy w takim menu? Na pewno propozycję zestawu śniadaniowego (przeważnie tosty,
jajka, bekon, ziemniaki, pomidor), daal bhaat, zupy, różne rodzaje chińskich dań z
makaronu i ryżu, stosunkowo rozbudowaną sekcję przystawek (ale niekoniecznie
tak oznaczoną w menu), pierożki momo wegetariańskie, z mięsem (np. kurczak lub bawół),
smażone lub gotowane na parze.
Papad z sałatką ze świeżych warzyw |
Thukpa - warzywna zupa z kluskami i mięsem |
Buff Potato - zupa z bawoła - z tee momo |
Chow mein z kurczakiem i jajkiem |
Najbardziej polubiliśmy momo chilly. Oczywiście były
pikantne, czasem wręcz bardzo ostre, ale podane w sosie z podsmażonymi na
chrupiąco warzywami.
Chilli momo, smażone |
Momo z kurczakiem |
Z napojów poza wspomnianą masala tea naszym hitem był napój hot lemon (gorący sok ze świeżych cytryn lub - w rejonach górskich - z koncentratu) oraz coś w rodzaju piwa. Thongba - zalane gorąca wodą sfermentowane ziarna prosa. Podane w drewnianym naczyniu stojącym w misce - woda jest uzupełniana na życzenie klienta prosto z dużego termosu, może się przelać. To tybetański wynalazek.
Tyle na jednego posta :) Celem wyprawy do Nepalu był trekking dookoła Annapurny - w następnym poście więcej o tym, co ciekawego można znaleźć na talerzu w górach.
1 comments
Jedzonko wyglada przepysznie:-) Uwielbiam kuchnie azjatycka:-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, że poświęcasz swój czas na komentowanie mojego pisania ;-) dzięki! ;-)