Marokańska kuchnia: TOP 10
sobota, czerwca 01, 2013
Według przysłowia, Maroko to zimny kraj o gorącym
słońcu. Przed wyjazdem (maj '13)
nie do końca to rozumiałam – przekonałam się jednak o prawdziwości tego powiedzenia
już w ciągu pierwszych dni pobytu, kilkanaście razy ściągając i zakładając
kurtkę, w zależności od tego, czy byliśmy w pełnym słońcu czy w cieniu. Temperatura nie do końca odpowiadała moim wyobrażeniom, ale za to jedzenie: tak. Od
strony kulinarnej Maroko czerpie pełnymi garściami ze swojego położenia
geograficznego i wpływów kulturowych. Wszystko tworzy wyjątkową mieszankę dla turysty i właściwie trudno było mi wybrać tylko dziesięciu reprezentantów marokańskiej kuchni. Na końcu przeważyło chyba to, co najczęściej, w ciągu dwóch tygodniu pobytu, było na moim talerzu :)
1. Tadżin (też: tażin)
Powiedzmy sobie szczerze: kojarzy się jednoznacznie z Marokiem i chyba każda tamtejsza restauracja ma ją w swoim menu. To nazwa zarówno na naczynie (dwuczęściowe, gliniane, o charakterystycznej, stożkowej pokrywce), jak i ugotowanej w nim potraw. W zależności od regionu, można zamówić różne wersje, typowe specjalności. Z mięsem, z warzywami, mieszane. Często widzieliśmy, że kucharze wykorzystują samą pokrywkę tadżiny do przykrycia tego, co akurat się smażyło na płycie - w ten sposób odbywało się duszenie.
Pierwsza tadżina w czasie wyprawy: Agadir - baranina, cebula, śliwka, jajka. Dzielona na 4 osoby.
Tadżiny duszą się powoli przez kilka godzin...
.. ale na początku wyglądają tak, jak ta z lewej.
Typowa tadżina z Chefchounen: kurczak z suszonymi śliwkami i migdałami (djaj bil berquq).
2. Miętowa herbata
Czasami tak słodka, że można, by łyżeczkę pionowo w szklance postawić, ale orzeźwiająca. Przyrządza się ją z zielonej herbaty, świeżych liści mięty i cukru. Pije się ją w małych szklaneczkach - parzenie ma swój rytuał. To znak marokańskiej gościnności.
Ten, kto Ci ją oferuje, oczekuje dłużej niż 2 minuty rozmowy. Jeśli kiedyś będziesz mieć okazję rozlewać taką herbatę do szklanek, pamiętaj, by nalewać z wysoka, a pierwszą szklankę wlać z powrotem do dzbanka: w ten sposób miesza się cukier i studzi napój. Taką herbatą witano nas w riadach (marokańskie, tradycyjne domostwa z dziedzińcem - o nich jeszcze tutaj będzie), a także proponowali ją co sprytniejsi sprzedawcy na sukach (targowiskach). Szklaneczka miętowej herbaty w trakcie targowania się o skórzane kapcie, aromatyczne przyprawy do mięsa lub pachnące kawałki mydła: tego nie można sobie odmówić! Jedna rada, co do targowania: z góry należy założyć, że chodzi o przeżycie kulturowe, a nie o zrobienie świetnego interesu; w ten sposób unikniemy rozczarowania, gdy dowiemy się, że podobny przedmiot kosztował taniej ;-) W większości suków nie ma wywieszek z ceną - a ta jest uzależniona od naszej umiejętności targowania i siły przekonywania sprzedawcy.
Na tym krótkim filmiku możecie zobaczyć, jak zostałam "złowiona" przez sprzedawcę na barwnym stoisku z przyprawami i kosmetykami:
Początkowo chciałam się tylko zapytać o skład pachnących mieszanek... Ale jakąś godzinę, trzy herbaty, parę historii rodzinnych, dwa masaże rąk, wiele otwartych słoiczków z przyprawami PÓŹNIEJ wyszliśmy z kilkoma siateczkami, za które zapłaciliśmy o wiele za dużo. Pan sprzedawca z radości nas wyściskał, życzył wszystkiego, co najlepsze w Polsce i w Maroku i zapraszał ponownie.
Obok tak zaprezentowanego towaru przecież nie można przejść obojętnie, prawda?
3. Słodycze: te smażone i te kruche
Pierwsze: tak tłuste i słodkie, że aż warte grzechu. Ciasteczka smażone na oleju i oblane syropem lub miodem - z nadzieniem orzechowym, migdałowym lub bez - były naszą ulubioną przekąską, którą można było kupić na każdym targu i w każdej cukierni.
Smażone rożki i ruloniki zza szyby cukierni w Agadirze
Wersja na prezent (nie wszystkie są smażone) bogato zdobiona w bakalie
Drugie: absolutnie kruche, wręcz rozsypujące się w ustach, zwykle owinięte w zabezpieczający kształt papierek. Do herbaty lub w wersji solo - nie miały sobie równych. Ich nazwa: polvrones wywodzi się z hiszpańskiego i oznacza proszek.
Polvrones w zestawie do herbaty: 10 dirhamów w Chefchaouen.
A to Chefchaouen: widok z miejsca, gdzie jedliśmy ciasteczka: typowa, niebieska zabudowa.
Polvrones kupione w jedynym supermarkecie, jaki odwiedziliśmy w czasie wyprawy: w Tetouan.
Po prawej widać "Rogi Gazeli" - Kaab el Ghazal
Połówka Rogów Gazeli: kruche, wypełnione pastą migdałową.
4. Kuskus
Spróbować trzeba. W niektórych miejscach tadżina z mięsa podawana z chlebem nazywała się tadżina (+ jakiś przymiotnik), a w innych z kuskusem: kuskus (+przymiotnik). Serwowany z warzywami to często jedyna opcja dla wegetarian (przynajmniej w miejscach, w których się stołowaliśmy).
Kuskus ze śliwami i kurczakiem
Kuskus z siedmioma warzywami - zamówiony w restauracji
Kuskus z siedmioma warzywami - wersja budżetowa z placu Jemaa el Fama
To zdecydowanie jedno z najbardziej oryginalnych dań jakie jadłam do tej pory. Wygląda jak ciasto francuskie z nadzieniem z kurczaka (tradycyjnie z gołębia), ale posypane jest grubą warstwą cynamonu i ... cukru pudru. Jakkolwiek abstrakcyjnie brzmi ten cukier puder , danie da się zjeść i nawet da się powiedzieć, że było dobre. Zamówiłam je w Fezie, niedaleko bramy Bab Boujloud - do restauracji zostaliśmy "zagarnięci" z ulicy przez kelnera, który z tekturowym menu w ręku zachwalał walory swojego miejsca pracy. Bastillę codziennie robi żona właściciela u siebie w domu i przynosi rano do restauracji (przynajmniej tak utrzymywał kelner po naszych komplementach dotyczących dań - wszystko było pyszne). Acha, nazwą bastilla widzieliśmy też opisane ciastko z kilku warstw ciasta francuskiego i kremu.
Bab Boujloud w Fezie
Bastilla - podawana na ciepło
Bastilla - nadzienie składało się m.in. z bardzo soczystego mięsa
Polecamy restaurację La Kasbah w Fezie, niedaleko Bab Boujloud - uroczy taras, pyszne jedzenie
6. Kebaby i inne kawałki opiekanego mięsa
Maroko to raj dla mięsożerców. Duże porcje, świeże mięso (czasami jakiś surowy kawał barana wisi jeszcze w kuchni), serwowane z jeszcze ciepłym chlebem.
Brochettes w Warzazat - miasto ze znanym Atlas Studio
Nasza taksówka na 250 km z Warzazat do Imlil (z prawie pustyni w góry)
Mięso zamówione nam przez kierowcę taksówki w knajpce w połowie drogi
7. Tangia
Specjalność z Marakeszu: długo i wolno duszony gulasz z jagnięciny - tradycyjnie podobno w popiołach palenisk ogrzewających hamman (łaźnię).
Wersja I
Wersja II
8. Siekany szpinak lub bakłażan
Te dwa warzywa pierwszy raz jadłam w takiej postaci: bardzo drobno siekane, z dużą ilością czosnku i cebuli, na wpół surowe (tzn. szpinak wyglądał na blanszowany). Świetne jako przekąska.
Bakłażan
Szpinak
9. Sałatka marokańska
Pozycja stała w każdym menu. Składa się z warzyw - gotowanych i surowych, jajek, czegoś w rodzaju mortadeli lub makaronu oraz sosu (winegret lub majonez) - w różnych kompozycjach.
Wersja z mortadelą
Wersja z jajkiem
10. Owoce morza
Oczywiście owoce morza najlepiej jeść nad morzem - najsmaczniejsze jedliśmy niedaleko Ceuty. Na północy Maroka bardziej niż francuski przydaje się hiszpański, co widać również po menu.
Z wielkiej miski pełnej świeżych kalmarów i ośmiorniczek kucharz nałożył tyle, ile mu na migi pokazałam i wrzucił na gorący tłuszcz
Uczta za ostatnie dirhamy przed przekroczeniem granicy promem do hiszpańskiego Algeciras. W tle gazowany, jabłkowy napój Poms - lubię!
Krótko podsumowując: gorąco polecam Maroko na kulinarną wyprawę. Oczywiście będzie na niej o wiele więcej smacznych potraw niż w moim subiektywnym TOP 10 ;-) A jeśli masz już taką wizytę za sobą: ile moich typów zgadza się z Twoim TOP 10? Chętnie przeczytam!
P.S. W planach jeszcze dwa posty: o śniadaniach, w tym jak zjeść śniadanie w zakładzie krawieckim oraz o tym, co i gdzie jeść na ulicy (tzn. na straganach).
2 comments
Ciekawy post - przeczytałam z zainteresowaniem. Niestety nie byłam jeszcze w Maroko, więc nie mogę wymienić się wrażeniami. Najbardziej intryguje mnie wytrawny placek posypany cukrem pudrem.
OdpowiedzUsuńTajine i miętowa herbata i jestem w raju :D
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, że poświęcasz swój czas na komentowanie mojego pisania ;-) dzięki! ;-)