Sery i góry (Durmitor, Czarnogóra)
sobota, sierpnia 31, 2013
Czarnogóra umiejętnie łączy kuchnię bałkańską ze smakami śródziemnomorskimi. Świeże owoce morza, duże oliwki, aromatyczne zioła, musaki i pleskavice, burki i banice, lepiące się od miodu ciastka, figi, arbuzy, melony - to kojarzy się najczęściej z tym krajem. A sery? Oczywiście są i zdecydowanie warto ich spróbować! Nie wymienię wszystkich - ale przyjrzymy się jakie sery mozna spotkać w górach, w rejonu Parku Narodowego Durmitor.
Pasmo górskie Durmitor jest bez wątpienia jednym z najbardziej malowniczych jakie widziałam w Europie. Wysokie szczyty (najwyższy sięga 2 500 m n.p.m.), wiele jezior, rzeki, płaskowyż Jezerska Površ - słowem: bardzo urozmaicony krajobraz.
Jednak to kanion rzeki Tara wraz ze wspartym na łukach mostem jest na większości zdjęć z tego regionu. Most ma 365 m szerokości i 172 m wysokości nad lustrem wody - w swoim czasie (oddano go w 1940 m) należał to największych tego typu w Europie. Wskutek wojennej zawieruchy uległ zniszczeniu niedługo po powstaniu. Aby odciąć drogę włoskim wojskom, partyzanci wysadzili część mostu: podobno decyzja była podjęta z bólem serca i starano się nie naruszać zbytnio konstrukcji. W 1946 roku most odbudowano i od tej pory jest jednym z ulubionych przez turystów miejsc.
Zatrzymują się w kawiarni zlokalizowanej zaraz przy moście, wybierają się na rafting (różnej długości, zwykle połączony z tradycyjnym obiadem), a bardziej głodni wrażeń zjeżdżają po linie na drugą stronę.
Radosne stadko na zboczu |
Po raftingu (w sierpniu Tara jest łagodna jak baranek, dla adrenaliny należy tu przyjechać wiosną), czas na góry! Baranków i owieczek w nich pełno. Górale wypasają je na łąkach, wyrabiają ser i oferują na sprzedaż. Pierwszy ser zakupiliśmy w ten sposób podczas trekkingu na Bobotov Kuk (2523 m), najwyższy szczyt pasma Durmitor.
W tle Bobotov Kuk |
To całodzienna wyprawa - zaczynając z miejscowości Zabljak (dogodny, płatny parking zaraz przy wejściu do Parku Narodowego) musimy liczyć około 10 h. Na początku trasa prowadzi asfaltem - do Czarnego Jeziora, które można porównać z naszym Morskim Okiem. W sezonie letnim czynne są nad nim bary, plaże, jest nawet wydzielone miejsce na koncerty. To bardzo popularne miejsce. Ale już dalej w głąb, szlaki pustoszeją.
Przy dobrej pogodzie, w środku sezonu spotkaliśmy dosłownie kilkanaście osób, z czego większość była ... Czechami. Zgodnie z moją już wcześniejszą obserwacją Czesi nie wchodzili, a wbiegali na górę ;-) Wszystkie szlaki są oznaczone czerwonymi kropkami - łatwo się zorientować, ale raz na rozwidleniu, gdy na prawo szła czerwona kropka, na lewo szła druga czerwona kropka, a mapa nie dawała jednoznacznej odpowiedzi, gdzie my właściwie jesteśmy - głośno skomplementowaliśmy polskie różnokolorowe oznaczenia szlaków.
Widok ze szczytu Bobotov Kuk |
Bobotov Kuk nie jest wymagającym technicznie szczytem - odrobina ekspozycji jest tuż przed wierzchołkiem, po śladach, jakie zostały na skałach, widać, że ten odcinek był kiedyś ubezpieczony. W sierpniu 2013 jednak nie był, ale trzymając się skały można było go pokonać. Panorama ze szczytu wynagrodzi wszelkie trudności :) Natknęliśmy się również na śnieg - ale dość ubity i z kijkami nie sprawiał problemów.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy przy chacie pasterza. Właściwie to on nas zatrzymał: zboczyliśmy na mniej uczęszczaną ścieżkę (tak się nam wydawało), ale po 10 minutach okazała się tylko i wyłącznie kończącą się ścianą odnogą. A chatę było widać przed nami, więc zeszliśmy delikatnie klucząc między skałami, by bezceremonialnie wleźć na jakieś miejsce campingowe - za nic nie było go widać jak szliśmy wcześniej w drugą stronę. Konkretnie wleźliśmy na miejsce typu śmietnik, a pan pasterz stał z góry i znakami dawał sygnał by podążyć w jego kierunku. Po czym zaczął iść, z dwa razy oglądając się czy za nim idziemy. Lekko zdezorientowani, poszliśmy.
Wyprowadził nas na szlak koło swojej chaty i zapytał czy nie chcemy kupić piwa. Piwa nie chcieliśmy, to zaoferował ser. Całe otoczenie miejsca, gdzie ser był wyrabiany sprawiało wrażenie radosnego bałaganu połączonego z brakiem dostępu do bieżącej wody (w Durmitorze generalnie nie ma za wiele strumyków czy źródeł: o tym trzeba pamiętać wybierając się w te góry z własnym zapasem wody). Moje poważne wątpliwości zostały rozwiane przez M. zdecydowanym "yes, weźmiemy". Nie wytrzymałam jednak i dałam panu pasterzowi przynajmniej własną foliową reklamówkę do zapakowania sera.
Jedyny zakup na szlaku - po drodze nie było schronisk ;-) |
Ser od pana pasterza - i zarazem nasz pierwszy ser zjedzony w Czarnogórze - okazał się nadspodziewanie dobry. Formowany w płóciennym woreczku, miał zwartą konsystencję gomułki i łatwo się kroił. Smak zdecydowany i żadnych dodatkowych reakcji organizmu ;-)
Zaraz za Motickim Gajem (wioska zaraz za Zabljakiem ) |
Ulokowaliśmy się w miejscowości Moticki Gaj - cicho, tanio, piękne widoki z jednej strony na rozciągający się płaskowyż, a z drugiej na góry ze szczytem Savin Kuk. Nasza ulubiona, zresztą jedyna czynna w sezonie letnim, restauracja znajdowała się w odległości krótkiego spaceru od kwatery. Nazywała się Koliba i czasami wieczorami kelnerzy ściągali na pomoc znajomego mówiącego trochę po angielsku.
Savin Kuk górujący nad Motickim Gajem |
Koliba reprezentowała poziom wyższy niż na początku przypuszczaliśmy. Oferowała całkiem szeroki wybór dań regionalnych z kartą tłumaczoną na angielski. Jako, że tłumaczenie opierało się na schemacie: przynajmniej dwa wyrazy w angielskim tłumaczeniu nazwy zdania zostawiamy w naszym języku, mogliśmy radośnie zacieśnić kontakty z obsługą nie znającą żadnego języka obcego. Choćby nie wiem jak się kelnerzy nie starali (naprawdę się starali i generalnie byli nieprzeciętnie dobrzy w swoim fachu), przynajmniej jedno z zamówionych dań zawsze wiązało się dla nas ze sporym zdziwieniem: "A to na zimno jest?" albo "Ooo, ziemniaki na przystawkę i ziemniaki na danie główne."
Typowe danie z gór opierało się na ziemniakach, serach, mleku lub polencie |
Jedzenie w górach jest najczęściej jedzeniem prostym, ale przy tym kalorycznym - musiało dać siłę ciężko pracującym góralom. Nie inaczej w Durmitorze. Naszym hitem bezsprzecznie zostało danie pod nazwą "Durmitorska kolacja" - Durmitorska vecera. Wiem, że po całym dniu w górach trudno być wybrednym, ale tutaj potwierdza się fakt, że raz: dobre jedzenie przygotujesz z dobrych składników, dwa: najlepsze są rzeczy najprostsze. Zsiadłe mleko, kartofle, dwa rodzaje sera: skorup i sir, chleb.
Durmitorska vecera |
Skorup to ser miękki, dobrze smarujący się, solony. Świetnie pasował do ziemniaków. Wytwarzany ze śmietanki zbierającej się na mleku krowim lub owczym, tradycyjnie dojrzewał w drewnianych kadziach. A na jesieni już dojrzały skorup przekładano do skórzanych sakw - skorup z takiej sakwy nazywa się "starym" - niestety nie mieliśmy okazji próbować.
Sir to ser twardy, podobny do opisanego wcześniej sera zakupionego od pasterza.
W menu wśród sałatek nie mogło zabraknąć najbardziej popularnej: serbskiej lub szopskiej. Nie podejmuję się jednoznacznie określić jakie składniki je różnią, ponieważ co restauracja to inna kombinacja. Najczęściej szopska to ogórki, pomidory i ser, a serbska pomidory i cebula. Ale już na przykład Serbska sałatka zamówiona w Serbii miała pomidory, ogórki i ser. Dlatego warto się upewnić, jeśli chcielibyśmy wersję z serem - a taka wydaje mi się najlepsza. Na zdjęciu powyżej jedna z lepszych sałatek szopskich z serem twardym, dojrzewającym.
Durmitorski kacamak |
Skorup używa się do przyrządzenia typowego dania z regionu o nazwie: Durmitorski kacamak. To danie przypominające polentę - kasza kukurydziana, mleko, kajmak (o którym niżej), a na końcu skorup gotowane są razem. Rezultat jest bardzo sycący.
W całej Czarnogórze i krajach ościennych popularny jest kajmak. Powstaje z wolnego podgrzewania mleka. Jeszcze nie masło, ale już nie do końca ser. Solony, miękki, sprzedawany w sklepach na wagę lub w pudełkach. Wielbiciele masła (do których należę) będą zachwyceni :-)
Chleb z kajmakiem, a raczej kajmak z chlebem |
Swoją pierwszą przygodę z kajmakiem miałam kiedyś w Chorwacji - kupiłam małe pudełeczko z napisem kajmak licząc, że w środku będzie to, co w Polsce nazywamy kajmakiem: jakieś mleczne, słodkie smarowidło, podobne do tego, czym zdobimy mazurki :-) Zdziwienie było wielkie :-) Jeśli mielibyście okazję, to zawsze wybierajcie kajmak na wagę - różnica w smaku jest wyraźna.
Jeśli ktoś z Was miał okazję odwiedzić już piękny Durmitor i trafił na ser, który polubił - chętnie przeczytam w komentarzu jaki on był :-)
1 comments
Ale bym tego wszystkiego pojadła :) uwielbiam takie smaki :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, że poświęcasz swój czas na komentowanie mojego pisania ;-) dzięki! ;-)