Ben Nevis - na najwyższym szczycie Wielkiej Brytanii
poniedziałek, lipca 02, 2018
Tanie bilety do Glasgow i wolny weekend majowy mogły w naszym przypadku oznaczać tylko jedno - polecimy do Szkocji i wdrapiemy się na jakąś górę! Poszukując ciekawych szlaków, wybraliśmy ten na Ben Nevis, najwyższy szczyt Wielkiej Brytanii. Wysokość tej góry nie jest być może zbyt imponująca (1344 m n.p.m.), ale jej trudności nie można lekceważyć, ze względu na zmieniającą się tam jak w kalejdoskopie pogodę.
Bazą wypadową było dla nas najbliższe miasteczko, Fort William, do którego dotarliśmy z Glasgow wcześniej zarezerwowanym przez internet autobusem. To turystyczna stolica szkockiego regionu Highlands - jak sama nazwa wskazuje jest on górzysty ;-), obejmuje Góry Kaledońskie i Grampiany. Ben Nevis leży w paśmie tych ostatnich.
Fort William |
Fort William to miasteczko - cukiereczek. Wypielęgnowane, skoszone, oznaczone, przystrojone i wprost czekające na turystów. Przepięknie położone: z jednej strony góry, a z drugiej ujście rzeki i zatoka Loch Linnhe. Znaleźliśmy tam hostel - też wcześniej zarezerwowany, ponieważ przeczytaliśmy, że krucho tam z miejscami noclegowymi w "rozsądnej" cenie.
Na miejscu okazało się, że wcale nie było takiego obłożenia i dzięki temu czteroosobowy pokój mieliśmy tylko dla siebie ;-) Po zameldowaniu się wyszliśmy na krótki rekonesans - chcieliśmy sprawdzić dojście do szlaku i przy okazji zrobić krótką rozgrzewkę. Od hostelu do rozpoczęcia szlaku mieliśmy trochę ponad 3 kilometry, więc zdecydowaliśmy, że nie będziemy szukać rano żadnego transportu.
Na miejscu okazało się, że wcale nie było takiego obłożenia i dzięki temu czteroosobowy pokój mieliśmy tylko dla siebie ;-) Po zameldowaniu się wyszliśmy na krótki rekonesans - chcieliśmy sprawdzić dojście do szlaku i przy okazji zrobić krótką rozgrzewkę. Od hostelu do rozpoczęcia szlaku mieliśmy trochę ponad 3 kilometry, więc zdecydowaliśmy, że nie będziemy szukać rano żadnego transportu.
Rekonesans :) |
Po małej wycieczce dookoła miasteczka, weszliśmy na szlak Cow Hil Circuit, który to na początku wzbudził w nas pokłady prześmiewczej ironii, bo kiedyś tam chodziło się po Annapurna Circuit, a teraz takie niższe standardy ;-) Ale Cow Hill Circuit naprawdę warto przejść. Nie sprawia on żadnych trudności, a ponieważ wychodzimy już trochę do góry, oferuje ciekawe widoki.
Szlak można obejść bez wchodzenia na samo Cow Hill, ale jeśli macie czas - warto |
Bonusowo mogliśmy zobaczyć nasz cel na jutro. Mamy z M. taki styl chodzenia po górach: sprawdzamy pogodę, mierzymy siły na zamiary, znosimy swoje śmieci (i nie swoje czasem też), o odpowiednim wyposażeniu nawet nie będę wspominać :) nie jesteśmy z tych, którzy porywaliby się na górę, tylko po to, by tam wejść w adidasach i bez wody, a w razie czego liczyć na cud i tych bardziej świadomych turystów. (W skrócie: M. jest górskim pesymistą i asekurantem :-) )
Po tym przydługim wprowadzeniu, chciałam tylko dodać, że jak sprawdziliśmy pogodę, to niestety miny nam zrzedły bo wyszło, że jest duża szansa na mgłę, co w połączeniu z majowym śniegiem mogło oznaczać, że na górze może być ograniczona widoczność. To ona jest zwykle przyczyną wypadków na Ben Nevisie - po prostu nie widać, gdzie idziesz, a spaść z wierzchołka bardzo tam łatwo. Postanowiliśmy, że idziemy do momentu, aż stwierdzimy, że ryzyko jest zbyt duże.
Po tym przydługim wprowadzeniu, chciałam tylko dodać, że jak sprawdziliśmy pogodę, to niestety miny nam zrzedły bo wyszło, że jest duża szansa na mgłę, co w połączeniu z majowym śniegiem mogło oznaczać, że na górze może być ograniczona widoczność. To ona jest zwykle przyczyną wypadków na Ben Nevisie - po prostu nie widać, gdzie idziesz, a spaść z wierzchołka bardzo tam łatwo. Postanowiliśmy, że idziemy do momentu, aż stwierdzimy, że ryzyko jest zbyt duże.
Istnieją dwa słynne wyzwania związane z Ben Nevisem:
- National Three Peaks Challenge - w ciągu 24 h należy zdobyć trzy najwyższe szczyty Wielkiej Brytanii czyli Ben w Szkocji, Scafell Pike (978 m) w Anglii oraz Snowdon (1085 m) w Walii. Oczywiście po zdobyciu jednego szczytu, zawodnicy korzystają z samochodów, by dostać się w pobliże następnego. W sumie należy przejść ponad 40 km - szacunkowo każda góra powinna zająć nie więcej niż 5 h, a przejazdy pomiędzy nimi 10 h. Bardzo często to wyzwanie wykorzystywane jest w celach charytatywnych.
- Ben Nevis Race - czyli kto szybciej wbiegnie i zbiegnie na szczyt. Aktualny rekord tam i z powrotem to 1:25:34. Jeśli macie ochotę go pobić, to okazja jest co roku we wrześniu. Maksymalnie na bieg przyjmowanych jest tylko 600 osób (ze względu na kwestie ekologiczne) i z tego, co sprawdzałam na oficjalnej stronie biegu, w tym roku limit miejsc jest już wyczerpany.
Pierwsza przeprawa |
Przed Glen Nevis Visitor Centre jest spory parking, z zostawieniem auta nie powinno być więc problemu. Koszt: 3 funty za osobówkę na cały dzień. Zajrzeliśmy też na chwilę do samego Centrum - jest otwarte 7 dni w tygodniu! Można tam kupić zarówno pamiątki (mają ładne pocztówki!), słodycze, jak i podstawy wyposażenia: rękawiczki, czapki, okulary przeciwsłoneczne etc. Są również mapy, a pracownicy udzielają bieżących informacji na temat pogody i warunków na szczycie. Bonus tip: w Centrum są darmowe toalety ;-)
Na szczęście dla nas pogoda zaczęła się poprawiać. Po wyjściu z Centrum przeszliśmy przez mały mostek nad rzeką i już byliśmy na właściwym szlaku. Na początku idziemy łąkami, raz nawet trzeba przejść przez pastwisko i zamknąć za sobą furtkę ;-). Szlak nie jest oznakowany, w taki sposób, w jaki jesteśmy w Polsce przyzwyczajeni, ale przy dobrej pogodzie ciężko zgubić ścieżkę.
Ścieżka ta oryginalnie była wybudowana, by ułatwić dotarcie do ówczesnego obserwatorium meteorologicznego na szczycie góry. Jest dobrze utrzymana.
na początku szlaku |
Im dalej do góry, tym więcej wspaniałych widoków |
Widok w kierunku Loch Linnhe |
Lochan Meall an t-Suidhe |
Idzie nam się bardzo dobrze, nie ma też za wielu turystów. Tylko wiatr, wzmagający się wraz z wysokością, daje się trochę we znaki. Mimo tego, że jest dość ciepło, cieszę się, że mam czapkę z windstopperem ;-)
Mniej więcej w połowie drogi dochodzimy do jeziora Lochan Meall an t-Suidhe (570 m) i tu decydujemy się na odpoczynek - a konkretnie na wyłożenie się nad jego brzegiem.
Mniej więcej w połowie drogi dochodzimy do jeziora Lochan Meall an t-Suidhe (570 m) i tu decydujemy się na odpoczynek - a konkretnie na wyłożenie się nad jego brzegiem.
Tu może nie widać, ale też wiało, że hej! |
Lochan Meall an t-Suidhe widziany z góry |
Widać już sam wierzchołek! |
Pamiątkowe zdjęcie ze szczytu Ben Nevis |
I zdjęcie szczytu bez nas :) |
Schronienie ratunkowe zbudowane na ruinach obserwatorium |
Przed drzwiczkami do schronu |
A jak się dobrze wpatrzyć, to między kamieniami można znaleźć również inne tabliczki:
Miesiąc wcześniej spotkalibyśmy pana Gryllsa? |
Od północnej strony wierzchołka znajduje się dwustumetrowa, niemal pionowa ściana. Na krawędzi śnieg osadza się w postaci nawisów stwarzając śmiertelne zagrożenie dla nieostrożnych. Od południowej strony również znajduje się niebezpieczny żleb - Five Finger Gully.
Schodząc z Ben Nevisa trzeba przejść szerokim grzbietem pomiędzy przepaściami na południu i północy. W pogodny słoneczny dzień to banalne, ale w śnieżycy i mgle ciężko jest odróżnić niebo od podłoża. Tak właśnie przydarza się na Ben Nevisie najwięcej wypadków: w złej pogodzie turyści starają się trzymać z dala od przepaści na północy, ale przez złą widoczność odchodzą zbyt daleko na południe i wpadają w Five Finger Gully.
Stoję kilka metrów od uskoku |
Zrobiliśmy kilka zdjęć, obejrzeliśmy pozostałości ruin, wypiliśmy gorącą herbatę z termosu i rozpoczęliśmy powrót. Miejscami nawet można było zjechać po śniegu.
Jazda bez jabłuszka! |
Schodziliśmy powoli, jeszcze raz oglądając wspaniałe panoramy - na dłuższą chwilę zatrzymaliśmy się, gdy z powrotem było widać zatokę.
Wróciliśmy tą samą drogą - najpierw pod Centrum dla Zwiedzających, a potem na piechotę obok szosy do centrum Fort William. Po drodze wstąpiliśmy na szybki obiad do Morrisons Cafe - czyli knajpy w popularnym markecie. Ten Morrison jednak jest jakiś inny - jedzenie w nim różniło się np. od tego z Glasgow, skąd prawie uciekliśmy na widok szarego groszku (więcej na temat kuchni szkockiej pisałam tutaj).
Jeśli będziecie szukać w Fort William budżetowego obiadu, warto sprawdzić. Tym bardziej, że polecam tu solidny deser Zdobywców Bena (tzn. to ja sobie tak go nazwałam, w karcie szukajcie po prostu: chocolate pudding): ciepłe ciastko czekoladowe, utopione w ciepłym sosie czekoladowym i dwie kulki lodów waniliowych. Obawiam się, że bilans kaloryczny tego dnia, pomimo tylu kilometrów, pozostał na mocnym plusie ;-)
Deser Zdobywców z Morrisons Cafe w Fort William |
INFORMACJE PRAKTYCZNE - jak zdobyć Ben Nevis?
- na Ben Nevis nie potrzebne są żadne pozwolenia, nie ma też żadnych opłat
- średni czas wycieczki to 6-8 godzin (w zależności od tempa i pogody)
- prognozę pogody można sprawdzić w Visitor Centre - codziennie jest wywieszana na kartkach na ścianie
- z centrum Fort William do wejścia na szlak jest około 3 km
- warto zabrać (i naprawdę się przydają) ciuchy wiatroszczelne (windstopper): kurtka + spodnie, czapka, rękawiczki - nawet jeśli na dole jest słońce, u góry może być deszcz, a wiatr to już na pewno ;-) PS: jak będziesz iść w polarze i kurtce, będą mijać Cię Szkoci w T-shirtach i krótkich spodenkach :-) Ale oni tak po prostu mają :-)
- trzeba mieć ze sobą wodę - min. 2 l - po drodze mijamy mały wodospad, ale nikt nie gwarantuje, że woda nadaje się do picia
- w maju przydał nam się dodatkowo termos
- w maju raki były całkowicie zbędne
- na wierzchołku konieczne są okulary przeciwsłoneczne lub lodowcowe - przy słonecznej pogodzie można się nabawić śnieżnej ślepoty
- nocowaliśmy w hostelu Fort William Backpackers: jego zaletą jest centralne położenie, możliwość przechowania bagażu.
Wybieracie się na najwyższy szczyt Wielkiej Brytanii? Dajcie znać po powrocie! A jeśli już tam byliście - podzielcie się wrażeniami!
Przypisy:
(1) https://en.wikipedia.org/wiki/Ben_Nevis#Observatory
8 comments
Nie wiedziałam, że to jest najwyższy szczyt UK :) Ciekawy trek! Okolica wygląda odludnie!
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się w Wielkiej Brytanii takich widoków! Jestem w totalnym szoku. Jakoś do tej pory nie brałam tych rejonów pod uwagę odnośnie wypraw górskich, a tu proszę :)
OdpowiedzUsuńFort William kojarzy mi się głównie z pucharem świata w downhillu, jaki jest tam rozgrywany. Tereny są tam piękne i sama chętnie wybrałabym się tam na trekking :)
OdpowiedzUsuńPięknie tam! Nie miałam pojęcia w UK można się wspinać po górach ;-) Fajna wycieczka!
OdpowiedzUsuńdałaś mi pretekst do wyjazdu do Szkocji! :-D Ben Nevis to jedno z moich górskich marzeń, zresztą jak cała Korona Europy. Póki co mam... 4 szczyty z 46 :-D
OdpowiedzUsuńNo piękne widoki, podobne do tych w Norwegii :) fajna wyprawa i wiadomo że warto wybrać się do Szkocji :)
OdpowiedzUsuńWow! Takie widoki w Wielkiej Brytanii - super :) Dobrze wiedzieć, że na wyspach też można się wspinać i zobaczyć takie miejsca :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo fajne zdjęcia z góry, chociaż mieszkam w Szkocji ponad 2 lata to póki co nie zdobyłem jeszcze Ben Nevis.
OdpowiedzUsuńCo do wyzwań związanych z Ben Nevis dodam jeszcze, że odbywają się tam także zawody kto szybciej zjedzie z góry rowerem :)
Bardzo mi miło, że poświęcasz swój czas na komentowanie mojego pisania ;-) dzięki! ;-)