Gdzie zjeść w Brukseli? 3 sprawdzone miejscówki na każdą okazję
sobota, sierpnia 11, 2018
Mieliśmy w Brukseli szczęście: podczas przedłużonego weekendu trafialiśmy tylko i wyłącznie na dobre jedzenie - czy to chodziło o szybki obiad, czy o przekąski do piwa. A wszystko (z małymi wyjątkami typu mój ukochany, turecki ajran) z lokalnej, belgijskiej kuchni! Nigdzie nie trafiliśmy przypadkiem - to zasługa nieocenionych znajomych! Najlepsze trzy miejsca z tych poleceń znajdziecie poniżej ;-)
Stolica Belgii ma nam wiele do zaoferowania od strony kulinarnej i nie mam tu na myśli tylko frytek (z majonezem!), czekolady, gofrów i piwa, które tradycyjnie kojarzą się z tym miastem. Na przykład to również dobre miejsce na spróbowanie owoców morza.
1. Na lekki lunch z owocami morza
Noordzee - Mer du Nord
Dzięki Agacie trafiliśmy do Noordzee - Mer du Nord czyli do bardzo popularnego baru rybnego w centrum, na placu Św. Katarzyny. Bounsem był fakt, że załapaliśmy się na doroczne święto matjasa czyli młodego śledzia, podczas którego cały plac zamienił się w wielki festyn z orkiestrą i tłumem ucztujących. Knajpa serwowała tego dnia swoje sprawdzone hity.
Święto Młodego Śledzia na Placu Św. Katarzyny |
I tutaj mała dygresja tudzież niezbyt miła ciekawostka: matjas to śledź odłowiony przed pierwszym tarłem, mający około roku. Holendrzy nazywają go ‘maagden haring’, czyli śledź dziewiczy. Szacuje się, że tylko około 3% połowów śledzia to matjasy. Niestety większość tej ryby dostępna w sklepach to śledzie a'la matjas - z pewnością starsze od wspomnianego "prawiczka" - sprawdźcie przy następnych zakupach!
W Noordzee podczas festiwalu matjasa serwowane je jako główny przysmak, bez zbędnej obróbki, z kawałkiem grzanki i cebulką. Można było zabrać do dania sztućce, ale wokół nas prawdziwi smakosze szybko pokazali nam "holenderską sztukę jedzenia śledzia" czyli łap za ogonek i żaden widelec nie będzie Ci potrzebny. Uwierzcie mi na pisane słowo, że u niektórych i rzeczony ogonek znikał w czeluściach gębowych.
Cieszy fakt, że zamiast plastiku królowała raczej drewniana zastawa. |
Próbowaliśmy również zachwalanych krokietów z krewetek z pysznym sosem tatarskim i mogę napisać tylko jedno: jak wszystko, czego próbowaliśmy było bardzo dobre. "Wierzymy, że żadne danie nie może być lepsze niż składniki użyte do jego przygotowania, a najlepsze składniki są świeże." - ten cytat na ich stronie nie jest tylko ładnym, marketingowym hasłem. Tam naprawdę są świeże składniki, można sobie nawet dokonać zakupów, bo działa tam również sklep rybny.
Osobną kwestią jest obsługa: całkowicie na luzie, pomocna i z szerokim uśmiechem. A już absolutnie uroczą rzeczą w kontekście wydarzenia pod chmurką była fala "huuurrreeey" dla klienta, który obdarzył załogę napiwkiem (a było za co;-))
Nie udało nam się tego dnia spróbować zupy rybnej - a podobno warto. Mamy powód, by wrócić!
Namiary: Noordzee - Mer du Nord
Sint-Katelijnestraat 45, 1000 Bruksela lub Handschoenmarkt 17-19-21, 2000 Antwerpia
fish bar otwarty: wt - sb: 11:00 - 18:00, ndz: 11:00 -20:00
*Festiwal Matjasa odbywa się co roku na początku maja - śśśledźcie ich stronę!
2. Na belgijską kolację
Le Bistro - Porte de Hal
Jeśli w ciągu jednego weekendu idziesz do knajpy dwa razy to musi być naprawdę dobra knajpa. Za pierwszym razem przyprowadził nas tutaj kolega, który sam trafił tam z polecenia. Było świetnie. Za drugim razem poszliśmy trochę z lenistwa – po prostu chcieliśmy coś zjeść, a nie chciało nam się szukać alternatywy. Było jeszcze lepiej.
Porte de Hal widziane z restauracyjnego ogródka |
A tu znajdująca się na rogu knajpka o tej samej nazwie, co zabytek i jej mały ogródek |
Le Bistro to dość popularna knajpa w świetnej lokalizacji – trochę w bok od centrum, na wprost Porte de Hal czyli pochodzącej z 1381 roku bramy miejskiej. Ufortyfikowana, kiedyś broniła dostępu do miasta w drugim obwodzie murów Brukseli. Obecnie można ją zwiedzać, bo mieści muzeum poświęcone czasom średniowiecza.
Bar na parterze Bistra Porte de Hal |
Bistro Porte de Hal składa się z dwóch sali: dolnej, parterowej i otwartej piętrowej, która znajduje się na antresoli. Wczesnym popołudniem raczej nie będzie problemu z miejscem, ale już wieczorem można się ich spodziewać - można wcześniej dla pewności zarezerwować stolik.
Najpopularniejszym daniem, dla którego ściągają tutaj nie tylko turyści, są małże przyrządzane na trzy sposoby: naturalny, w białym winie lub z czosnkiem. Za około 20 euro dostajemy porcję 1kg z frytkami, co spokojnie wystarcza na dwie osoby. Do tego jeszcze piwo (spokojnie, kelner na pewno poleci coś pasującego do owoców morza) podane w odpowiedniej szklance (Belgio, kochamy Twoje szkło do piwa!) i można cieszyć się zabawą w wydłubywanie mięska z muszelek :-) Wbrew pozorom, można się najeść :-)
Nie mogliśmy nie zamówić małży - tu wersja z winem |
Jak ktoś nie za bardzo rozumie się z mulami, to polecam spróbowania czegoś z tradycyjnej kuchni belgijskiej: gulasz z królika na piwie kriek (fermentowane z udziałem wiśni), pieczona golonka z sosem musztardowym lub pulpety w sosie pomidorowym, wszystko z hojną porcją belgijskich frytek.
Gulasz z królika |
Uwielbiane przez Belgów pulpeciki w sosie pomidorowym |
Podobnie jak w Noordzee duszą tego miejsca byli kelnerzy, chyba nigdy nie tracący dobrego humoru. W czasie pierwszej naszej wizyty Bistro było pełne, a obsługa sprawna. Za drugim razem przyszliśmy jeszcze przed wieczornym oblężeniem lokalu. Kelnerzy mieli więcej czasu na każdy stolik, co sprowadziło się do tego, że chyba każdy z nich zapytał nas, czy dania nam smakują.
A gdy oddałam swoje danie nieskończone, z całą uprzejmością przeprowadzono dociekanie, dlaczego wszystkiego nie zjadłam (no za duże te pulpety robią, nic nie poradzę, że M. pokonany przez gulasz z królika nie chciał po mnie dojeść...), a potem przyniesiono nam gratisową miętową herbatę ze słowami, że po tym na pewno trawienie będzie lepsze. A, i mięta oczywiście taka świeża, ale jakby ktoś chciał to na talerzyku była też saszetka miętowej herbaty. Jak ich nie kochać?
Gratisowy sposób na dobre trawienie ;-) |
A gdy oddałam swoje danie nieskończone, z całą uprzejmością przeprowadzono dociekanie, dlaczego wszystkiego nie zjadłam (no za duże te pulpety robią, nic nie poradzę, że M. pokonany przez gulasz z królika nie chciał po mnie dojeść...), a potem przyniesiono nam gratisową miętową herbatę ze słowami, że po tym na pewno trawienie będzie lepsze. A, i mięta oczywiście taka świeża, ale jakby ktoś chciał to na talerzyku była też saszetka miętowej herbaty. Jak ich nie kochać?
Waterloolaan 138, 1000 Brussel
otwarte pon - ndz: 10:00 - 23:00
3. Na wieczór przy piwie
Moeder Lambic Original
W Brukseli znajdziecie wiele dobrych miejsc na piwo, a Moeder Lambic jest z pewnością jednym z najlepszych. Ma dwie lokalizacje: niedaleko fontanny Manneken Pis i w dzielnicy (gminie) Saint-Gilles - ten powstał jako pierwszy w latach 80-tych, ma w nazwie dodatkowo "Original" i tu też trafiliśmy z Łukaszem (dzięki!).
Przede wszystkim jest tu ogromny wybór piwa - podobno 250 rodzajów - a obsługa wie o nim wszystko i potrafi wspaniale doradzić. W menu jest też pokaźna selekcja serów i przekąsek dobrze pasujących do piwa.
Zamówiłam tutaj brukselską ciekawostkę (specjalność) o sympatycznej nazwie "pottekees". Jest to pasta z dwóch rodzajów sera, zielonej cebulki, przypraw, z domieszką charakterystycznego piwa Gueuze, serwowana z chlebem i prażonym słodem.
Brukselska specjalność "pottekees" i piwo |
Jeśli chodzi o piwa, to królują lambiki, belgijskie piwa fermentacji spontanicznej (za pomocą szczepów dzikich drożdży). Warto spróbować wspomnianego Gueuze - powstaje przez zmieszanie kilku roczników lambica, a następnie ponownie fermentuje w butelkach typu szampańskiego. Jest kwaśne. Nie, na pewno nie tak kwaśne, jak sobie właśnie wyobrażacie. BARDZIEJ kwaśne :-)
Menu fermentacji spontanicznych |
Niektóre rodzaje lambików tworzone są poprzez mieszanie piwa z owocami, bądź sokiem owocowym. Kriek powstaje po dodaniu do świeżego piwa małych, cierpkich wiśni. Produkowane są też lambiki malinowe (framboise), jabłkowe (pomme) i wiele innych. Widać tu ogromny kontrast w stosunku do innej piwowarskiej potęgi - Niemiec, gdzie obowiązywało prawo czystości (niem. Reinheitsgebot). Wg tegoż prawa, piwo można było warzyć jedynie ze słodu, chmielu i wody. Znajomi Niemcy często wspominali, że Belgowie do swego piwa wrzucają wszystko co popadnie.
Menu fermentacji mieszanych |
Namiary: Moeder Lambic Original
Rue de Savoie 68, 1060 Saint-Gilles, Brussels
otwarte pon - pt: 16:00 - 2:00, sb - ndz: 10.30 - 24:00
Rue de Savoie 68, 1060 Saint-Gilles, Brussels
otwarte pon - pt: 16:00 - 2:00, sb - ndz: 10.30 - 24:00
--------------------
Byłeś/łaś w Brukseli? A może masz tam swoje ulubione miejscówki? Napisz mi o nich poniżej! :-) Chętnie sprawdzę przy kolejnej okazji!
4 comments
W Brukseli jeszcze nie byliśmy, ale nie jest powiedziane że nie będziemy ;) dania wyglądają apetycznie, a na największą ochotę to ma na małże :) uwielbiam je :)
OdpowiedzUsuńdzięki Aniu za odwiedziny na blogu ;-) pozdrawiam!
UsuńA jak wygląda sprawa z napiwkami w Brukseli? W USA napiwki są zmorą, oczekuje się ich właściwie we wszelkich usługach i nie reszty do rachunku, ale 15 procent od sumy zamówienia. Czy w Brukseli też są oczekiwane, czy nie ma takiego zwyczaju? Pozdrowienia:)
OdpowiedzUsuńNie są oczekiwane, ale miłe i - co pokazało Noordsee - przyjmowane z uśmiechem :) Słyszałam, że w USA napiwki daje się również fryzjerowi..
UsuńBardzo mi miło, że poświęcasz swój czas na komentowanie mojego pisania ;-) dzięki! ;-)